24 paź 2013

Relacja z " Morgenpost Dresden Marathon"

Specjalnie dla Was relacja z "15 Morgenpost Dresden Marathon"  jednego z administratorów fanpaga Ciało Samo Sie Nie Zrobi ;) Zapraszamy ;)





Hej!
A teraz troche motywacji troszke w innym wydaniu :)
W dniach 19-21.X.2013 wraz ze stowarzyszeniem Visegrad Maraton Rytro miałem przyjemnośd
wzięcia udziału w zagranicznym biegu jakim był 15 Morgenpost Dresden Marathon. Było to niezwykłe
przeżycie które tylko potwierdziło że moja pasja jaką jest bieganie stała się też stylem życia. Po ponad
8 godzinnej trasie i z całym autobusem uśmiechniętych biegaczy dotarliśmy do Drezna które znajduje
się zaledwie 100km od polskiej granicy. Odraz po przyjeździe udaliśmy się do biura zawodów gdzie
odebraliśmy pakiety startowe oraz chip do mierzenia czasu. I tutaj pierwsza niespodzianka, ku
mojemu zdziwieniu w wielkiej ozdobnej torbie z fotkami biegaczy z poprzednich lat oprócz katalogów
i innej makulatury nie znalazłem upragnionej koszulki technicznej, i jakież było moje zdziwienie gdy
ów koszulkę można było sobie zakupid za 20 euro. Po rozmowach z innymi doświadczonymi
maratooczykami-globtroterami dowiedziałem się że praktycznie tylko w Polsce przy każdym
większym bądź mniejszym biegu można dostad w pakiecie koszulkę i masę innych gadżetów.
Niemniej jednak nie popsuło mi to na tyle humoru, i mogłem dalej oglądad wystawców z
różnorodnym sprzętem biegowym. Po oglądnięciu i "pasta party" udaliśmy się do hostelu na nocleg.
Noc minęła spokojnie co zaowocowało wyspaniem i dobrym humorem z rana. Bardzo lekkie
"śniadanie mistrzów" i przejazd na miejsce imprezy. Pogoda chociaż rano zapowiadała się deszczowa
w momencie startu były dośd słonecznie z lekkim wiaterkiem. Moment startu był jak zwykle jednym z
lekko ekscytującym a zarazem stresującym przeżyciem. Na starcie łeb w łeb stanęli zawodnicy
królewskiego dystansu, poł maratonu a także biegaczy na 10km. Trasa miała dwie pętle po pięknym i
odbudowanym po wojnie mieście. Po drodze można było trochę pozwiedzad i zobaczyd kilka
architektonicznych perełek. Tuż po sygnale startu w głośnikach można było usłyszed znany i ceniony
kawałek AC/DC - highway to hell - początkowo to zbagatelizowałem ale naprawdę bieg te okazał się
"autostradą do piekła". Wszystko było okej początkowo trochę tłocznie, nie jest bowiem możliwością
żeby tylu biegaczy ruszyło jednocześnie, jednak już na 3km sytuacja się uspokoiła, po 5km już był luźik
bo Ci na dyszkę skręcili w inną uliczkę, i biegliśmy tylko z pół maratooczykami. Na punktach
żywieniowych można było znaleźd wodę, herbatę(zimną), izotonik, banany, a nawet cole. Po 21 km
kiedy to poł maratooczycy zbiegali już na metę, nie było większych tłoków można było zacząd szukad
swojego miejsca w grupie biegaczy. Delektując swój wzrok pięknymi budowlami, jesiennymi parkami
tonącymi w kolorowych liściach przyszedł czas na 36km (jednak maraton zaczyna się po 30km). Mój
brak doświadczenia i szarpanie tępa spowodowały bardzo silną kolkę przez którą musiałem przejśd do
marszu, i gdy wydawało się że kolka została przezwyciężona, zaatakowała ponownie z dwojoną siłą,
jednak słowa otuchy a także cenne rady kolegi biegnącego tuż za mną sprawiły ze kolką ustała,
jednak to kooca biegłem ze zgubnym wrażeniem że może ona jeszcze wrócid na szczęście tak się nie
stało, i na 38km krótkiej wymianie zdao z niemieckim biegaczem podjęliśmy się delikatnego
przyśpieszania co w efekcie dało piorunujący wynik. Jak to zwykle bywa, ostatnie kilometry są
okropnym dla organizmu wysiłkiem a jednocześnie walką z samym sobą, jednak satysfakcja po
przebiegnięciu tunelu z niemieckimi cheerleaderkami i wkroczeniu na metę – bezcenne. Tak, to
koniec tego płaskiego chociaż w pewnych momentach dającego w kośd biegu. Wynik ? 02.58.18 –
udało się dokonad niemożliwego i złamad magiczną barierę 03:00. Teraz tylko pozostał czas na
świętowanie, na mecie można było posmakowad dobrego chociaż bezalkoholowego niemieckiego
piwa, różnego rodzaju owoców (mi najbardziej przypadł do gustu arbuz), było też ciasto oraz
wszystkie te napoje które mogłem minąd na trasie. W czasie biegu jak i całej imprezy można było
spotkad dużą ilośd rodaków którzy tak jak i my przyjechali na bieg. Dzieo minął w iście wybornych humorach gdyż wielu współtowarzyszy także poprawiło swoje rekordy życiowe. Dodatkową
rekompensatą ubogiego pakietu startowego było to że po podejściu z numerkiem, można było sobie
zrobid zdjęcie a także wydrukowad dyplom z wynikiem całkowicie bezpłatnie. Po powrocie do hostelu
i szybkim prysznicu udaliśmy się do polskiego kościoła na msze. Kościół ten robił wrażenie chociaż nie
do kooca został skooczony, wieczór upłynął pod delikatnym świętowaniem. Poniedziałkowy poranek
został zaplanowany na zwiedzanie i tak też minął, można było odświeżyd sobie widoki które mijaliśmy
podczas biegu. Miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie i bardzo dobrze będę wspominał zarówno
bieg jak i całą wycieczkę. I tym jakże optymistycznym akcentem zakooczyłem sezon. Teraz delikatne
roztrenowanie, by za niedługo ruszyd z jeszcze większą dozą motywacji, i by przyszły sezon był jeszcze
bardziej obfitszy w jeszcze lepsze wyniki czego sobie jak i tobie drogi czytelniku życzę (chociaż nie
wiem czy ktoś doczytał do kooca 

Mariusz ;)



1 komentarz:

  1. Ciekawa relacja, dość dokładnie zawarłeś co miało miejsce :) Zwróć uwagę na literówki, być może to wina klawiatury - do poprawy ;) Poza tym gratulacje i dalszych sukcesów - tych małych i dużych ;)

    OdpowiedzUsuń